ROZTERKI
Astaroth właśnie miał jak zwykle odwalić robotę, po prostu złapać cel, a potem dostarczyć go grzecznie do siedziby organizacji. Jednak coś poszło nie tak. Co się właśnie stało? O co kurwa chodzi? Dlaczego ten pomiot po spojrzeniu na Lu, padł na kolana mamrocząc coś pod nosem, a inkub zaczął go przepraszać i przytulać? Wampir stał w osłupieniu i przyglądał się im. Była to jedna z tych sytuacji w życiu, że człowiek kompletnie nie wie co w tej chwili ma zrobić. Po dłuższej konsternacji nad zaistniałą sytuacją stwierdził jedynie, że wypadałoby teraz skorzystać z liny przymocowanej do paska, a ukrytej pod płaszczem. W końcu Lu właśnie poniekąd trzymał poszukiwanego, więc łatwiej byłoby go teraz związać... Dłoń Astaroth'a powoli sięgała pod płaszcz, gdy do jego uszu dobiegły szybkie kroki, a zaraz potem niosące się korytarzem krzyki. - Co wy tu robicie?! To teren prywatny, nie wolno wam tu przebywać!- Wysoki, umięśniony osiłek wydarł się w ich stronę, jakby co najmniej wtargnęli na teren niesamowicie ważnego pałacu. Za nim wyłowili się z mroku jeszcze dwaj, uzbrojeni. W sumie to co się dziwić. W tych czasach było różnie z żywnością, więc magazyny były jak świętość. A jednak nie było zbyt trudno dostać się tu do środka. W jednym momencie wampir zerwał się z miejsca, złapał za kurtki klęczących chłopaków i poderwał ich do góry, zmuszając do natychmiastowego biegu.
- O cokolwiek wam chodzi, to teraz spierdalamy stąd jak najdalej.
W końcu lepiej, żeby łowcy nie mieli na pieńku z miejscowymi władzami podczas swoich polowań na pomioty. Inkub, i o dziwo teraz posłuszny pomiot, biegli szybko, ponaglani przez czerwonowłosego. Udało im się oddalić i po kilku zakrętach zgubić tamtych, których krzyki powoli cichły. Dobiegli wreszcie do końca jednego z tuneli, ale czy było tam wyjście?
Zanim wampir zdecydował się otworzyć znajdujące się przed nim drzwi, podszedł do zdyszanego tym małym sprintem pomiota i skrępował mu ręce, na co Khaerou rzucił mu pełne złości spojrzenie. Coś zaniepokoiło Atsaroth'a w spojrzeniu Lunei'a, który wyglądał jakby nie bardzo mu się to podobało. - Dobra, teraz zanim uda nam się stąd wyjść, wyjaśnijcie mi o co kurwa chodziło.
W końcu lepiej, żeby łowcy nie mieli na pieńku z miejscowymi władzami podczas swoich polowań na pomioty. Inkub, i o dziwo teraz posłuszny pomiot, biegli szybko, ponaglani przez czerwonowłosego. Udało im się oddalić i po kilku zakrętach zgubić tamtych, których krzyki powoli cichły. Dobiegli wreszcie do końca jednego z tuneli, ale czy było tam wyjście?
Zanim wampir zdecydował się otworzyć znajdujące się przed nim drzwi, podszedł do zdyszanego tym małym sprintem pomiota i skrępował mu ręce, na co Khaerou rzucił mu pełne złości spojrzenie. Coś zaniepokoiło Atsaroth'a w spojrzeniu Lunei'a, który wyglądał jakby nie bardzo mu się to podobało. - Dobra, teraz zanim uda nam się stąd wyjść, wyjaśnijcie mi o co kurwa chodziło.
Pomiot zacisnął knykcie mocno, aż pobielały i szarpnął się, odsuwając od wampira na dwa kroki.
- O, a więc jednak nie zabijecie mnie od razu? - skomentował agresywnym, ale wyraźnie zmęczonym głosem. - Niespotykana sytuacja, łowcy okazujący przejawy człowieczeństwa...
Posłał nieufne spojrzenie w stronę inkuba. Coś wyraźnie musiało go trapić, brwi miał ściągnięte, a usta zaciśnięte. Srebrnawe oczy błyszczały podejrzanie. Dziwne musiało być również, że póki co nie zachowywał się agresywnie, a wręcz był dziwnie spokojny. Czy jednak pogodzony z sytuacją?
- Właściwie również chciałbym się kilku rzeczy dowiedzieć. - rzucił aroganckim tonem, jak gdyby ignorując osobę wampira i odwrócił się do inkuba mierząc go znaczącym spojrzeniem. - A więc tym właściwie stałeś się po tych wszystkich latach. Łowcą.
Było oczywistym, że inkub był zdenerwowany. Nerwowo przestępował z nogi na nogę, a oczy dziwnie mu się szkliły. Głos również miał jakiś słaby. Lunei podenerwowany spojrzał na pomiota i wampira. Wypuścił powietrze z ust i przeczesał włosy ręką. Zacisnął drugą dłoń w pięść i wymamrotał pod nosem z wyrzutem:
- Nie muszę nic mówić... Nie będę się nikomu kurwa tłumaczyć! - warknął odwracając wzrok.
Patrzył w bezkres oczami wypranymi z emocji. Zarzucił kaptur na głowę, jakby chciał się odciąć od świata.
Przetarł twarz dłonią, już spokojniej i jakby nic się nie stało zwrócił się do Astaroth'a. - Co z nim zrobimy? Wampir patrzył na niego nieogarniającym wzrokiem, a w jego głowie pojawiały się coraz to nowe pytania, na które chyba prędko nie pozna odpowiedzi. Wyglądało na to, że Lunei strzelił focha i nie miał zamiaru póki co się z niczego tłumaczyć.
Czyli, że co? Że on i ten pomiot się znają? Lu, łowca polujący na pomioty, którego Ast znał od dawna, zadawał się kiedyś z jednym z nich? Wyszło na to, że wampir w ogóle go nie znał. Na razie nie miał zamiaru naciskać i próbować się czegoś dowiedzieć, inkub był cholernie uparty, a Astaroth'owi nie chciało się z nim teraz kłócić. Żeby ogarnąć sytuację i póki co kontynuować misję jak należy, podszedł do pomiota i jednym, szybkim uderzeniem w tył jego głowy zafundował mu brak przytomności. Lunei otrząsnął się i popatrzył z wyrzutem na wampira i z pewną wyczuwalną dozą współczucia na obezwładnionego srebrnookiego. Astaroth przytrzymał obezwładnionego i przerzucił przez ramię.
- Co? Co niby z nim zrobimy? Ja mam zamiar dostarczyć go Tenebris, a ty... - spojrzał na inkuba z wyraźną irytacją i niezrozumieniem - Lepiej po drodze dobrze mi się z tego wytłumacz.
Otworzył drzwi i rozejrzał się czy przypadkiem kogoś tu nie ma, ale pomieszczenie, do którego teraz weszli było puste, nie licząc skrzyń i innych rzeczy jakie znajdywały się w każdym magazynie. Inkub nie nadążał za szybkim krokiem wampira, ale chwile później udało im się w końcu wydostać z tych cholernych magazynów. Wyszli na szeroką drogę, która biegła tuż przy murach miasta. Bez słowa szli wzdłuż niej, aż dotarli do zachodniej bramy. Teraz, przynajmniej w zamyśle Ast'a, wystarczyło obrać kierunek na północ i wrócić do organizacji. A co na to Lunei, który był wkurwiony teraz na cały świat? Łowcy poszli do stajni po swoje konie. Pomiot również został "załadowany" na wierzchowca należącego do wampira. Wciąż bez słowa i z dziwnym napięciem ruszyli niespiesznie w drogę.
Czyli, że co? Że on i ten pomiot się znają? Lu, łowca polujący na pomioty, którego Ast znał od dawna, zadawał się kiedyś z jednym z nich? Wyszło na to, że wampir w ogóle go nie znał. Na razie nie miał zamiaru naciskać i próbować się czegoś dowiedzieć, inkub był cholernie uparty, a Astaroth'owi nie chciało się z nim teraz kłócić. Żeby ogarnąć sytuację i póki co kontynuować misję jak należy, podszedł do pomiota i jednym, szybkim uderzeniem w tył jego głowy zafundował mu brak przytomności. Lunei otrząsnął się i popatrzył z wyrzutem na wampira i z pewną wyczuwalną dozą współczucia na obezwładnionego srebrnookiego. Astaroth przytrzymał obezwładnionego i przerzucił przez ramię.
- Co? Co niby z nim zrobimy? Ja mam zamiar dostarczyć go Tenebris, a ty... - spojrzał na inkuba z wyraźną irytacją i niezrozumieniem - Lepiej po drodze dobrze mi się z tego wytłumacz.
Otworzył drzwi i rozejrzał się czy przypadkiem kogoś tu nie ma, ale pomieszczenie, do którego teraz weszli było puste, nie licząc skrzyń i innych rzeczy jakie znajdywały się w każdym magazynie. Inkub nie nadążał za szybkim krokiem wampira, ale chwile później udało im się w końcu wydostać z tych cholernych magazynów. Wyszli na szeroką drogę, która biegła tuż przy murach miasta. Bez słowa szli wzdłuż niej, aż dotarli do zachodniej bramy. Teraz, przynajmniej w zamyśle Ast'a, wystarczyło obrać kierunek na północ i wrócić do organizacji. A co na to Lunei, który był wkurwiony teraz na cały świat? Łowcy poszli do stajni po swoje konie. Pomiot również został "załadowany" na wierzchowca należącego do wampira. Wciąż bez słowa i z dziwnym napięciem ruszyli niespiesznie w drogę.
Szeroka droga, prowadząca z miasta do lasu pełna była dziur i cudownie to się po niej nie podróżowało. Im głębiej zapuszczali się w las, tym więcej widać było starych, ogromnych drzew. Niebo zaczęło przybierać pomarańczowe odcienie przez powoli zachodzące słońce, którego promienie przedostawały się przez masy liści. Czerwonowłosy jakby na chwilę zapominając o tym, że jest właśnie w trakcie misji, która zaczęła przybierać dziwny obrót, i że są tu oprócz niego jeszcze inne osoby, uważnie przyglądał się otaczającej go przyrodzie. Ta pora dnia była jego ulubioną, gdy wszystko powoli zaczyna zanikać w objęciach ciemności, a jego przyszłe ofiary są w niej najbardziej bezbronne. Uświadomił sobie właśnie, że jego wampirza natura zaczyna coraz bardziej domagać się uwagi.
Inkub przepełniony zupełnie innymi myślami spiorunował wampira wzrokiem i przerwał trwającą już dość długo ciszę. -Kurwa...- syknął pod nosem. - Nie możemy go tam zabrać...- Popatrzył na Astaroth'a wciąż oczekującego wyjaśnień i wyrwanego z zamyślenia. Wziął głęboki oddech.
-Przyjaźniliśmy się jeszcze za czasów przed trzecią apokalipsą...- powiedział cicho.
-Nie chce o tym rozmawiać, jasne?!- spojrzał na wampira sceptycznie, po czym odwrócił wzrok.-W każdym bądź razie nie chciałbym oddać go w ręce Tenebris... Wiem, że nie podzielisz mojego zdania... Zależy ci tylko na pierdolonym zarobku i odwaleniu cholernej roboty, prawda? - rzucił do niego z pretensją.
Irytacja Astarotha sięgnęła niemal szczytu. Myślał, że zaraz najzwyczajniej przypierdoli inkubowi bo miał już serdecznie dość tego owijania w bawełnę. Jakie przyjaźnili? Jak to nie oddać pomiota do jebanej organizacji? Lu, to na pewno ty? Pomyślał już sam nie wiedząc co począć. Zawrócił konia i zjechał na mijaną przed chwilą jakąś głupią polankę.
Zszedł z wierzchowca i przywiązał wodze do cienkiego drzewa. Zdjął z niego pomiota i oparł go o drzewo rosnące obok, wziął jeszcze jedną linę, która była w tobołku przymocowanym do siodła konia i przywiązał go do pnia. Chwilę zastanawiał się czy dobrze robi, bo przecież jak Lunei'owi odwali to i tak go uwolni. Inkub podążył zdezorientowany za towarzyszem i również zszedł z konia. - Co ty robisz? - wampir podszedł do niego z mieszanym wyrazem twarzy. - Mam cię dość. Muszę zastanowić się co z tym wszystkim zrobić, a poza tym męczy mnie pragnienie więc lepiej, żeby mnie tu teraz nie było... - Objął dłonią gardło inkuba, przez chwilę wpatrując się w pulsującą tętnicę. Źrenice Lunei'a rozszerzyły się i wpatrywały niespokojnie w bursztynowe oczy Ast'a, które wydały się dziwnie matowe i zamglone. Po chwili zwróciły się na szkarłatne oczy inkuba.
- A spróbuj go tylko uwolnić bez mojej zgody. - Powiedział cichym, ale stanowczym tonem, po czym oddalił się i zniknął w zapadającej ciemności.
Zszedł z wierzchowca i przywiązał wodze do cienkiego drzewa. Zdjął z niego pomiota i oparł go o drzewo rosnące obok, wziął jeszcze jedną linę, która była w tobołku przymocowanym do siodła konia i przywiązał go do pnia. Chwilę zastanawiał się czy dobrze robi, bo przecież jak Lunei'owi odwali to i tak go uwolni. Inkub podążył zdezorientowany za towarzyszem i również zszedł z konia. - Co ty robisz? - wampir podszedł do niego z mieszanym wyrazem twarzy. - Mam cię dość. Muszę zastanowić się co z tym wszystkim zrobić, a poza tym męczy mnie pragnienie więc lepiej, żeby mnie tu teraz nie było... - Objął dłonią gardło inkuba, przez chwilę wpatrując się w pulsującą tętnicę. Źrenice Lunei'a rozszerzyły się i wpatrywały niespokojnie w bursztynowe oczy Ast'a, które wydały się dziwnie matowe i zamglone. Po chwili zwróciły się na szkarłatne oczy inkuba.
- A spróbuj go tylko uwolnić bez mojej zgody. - Powiedział cichym, ale stanowczym tonem, po czym oddalił się i zniknął w zapadającej ciemności.